15.02.2016 Święte Morze
Święte Morze… Perła Syberii… Dziadek Bajkał…
Co mnie tam ciągnęło?….Nie wiem.. Może jako wędkarza ciągnęło mnie nad wielką, czystą wodę ? Może jako leśnika wzywała mnie tajga, pachnąca próchnem i żywicą?
Najpewniej oba te czynniki razem, faktem jest, że chyba od zawsze chciałem tam pojechać, a gdy myślałem o podróżach – myślałem najpierw o Bajkale. Zawsze też, gdy wówczas o nim myślałem, widziałem przede wszystkim problemy i przeszkody piętrzące się na drodze do wyjazdu. Sprawy zawodowe, rodzinne, ograniczenia czasowe i wiele innych były przez te wszystkie zmarnowane lata wystarczającym usprawiedliwieniem. Gdy teraz o tym myślę mam ochotę sam siebie kopnąć w tyłek. Tym bardziej, że prawda okazała się inna, wystarczyło podjąć decyzję i wyjechać, ot tak, nic więcej. Spakować się jak na dwa tygodnie w Bieszczady, zabrać sprzęt, wziąć dodatkowo słownik, przewodnik, kupić bilet i wyjść z domu. Szczęśliwie jakiś czas temu udało mi się zrobić ten pierwszy krok i w chwili obecnej mogę powiedzieć, że bywam nad Bajkałem regularnie. Rosjanie z okolic Bajkału mają specjalne określenie na takich włóczęgów, którzy stale powracają tam, nie potrafiąc tego racjonalnie wytłumaczyć -…zachorował na Bajkał.. – to bardzo dobre określenie tego stanu. Jeśli to choroba to dość łatwo się tu łapie, może z powietrza, może od wody, a może od ognia wieczornych ognisk… Tak czy inaczej nad Bajkał nie przyjeżdża się bezkarnie, on osadza się w duszy, odciska w pamięci, zmusza do wspomnień, śni się, zostaje we wnętrzu na zawsze..
Dla wędkarza Bajkał jest ciekawym ale również wymagającym łowiskiem, będąc rozległym, górskim, chłodnym, oligotroficznym zbiornikiem charakteryzuje się znaczną różnorodnością zamieszkujących go gatunków zwierząt i roślin, przy jednoczesnym dużym ich rozproszeniu w tym olbrzymim akwenie. Aby efektywnie wędkować w Bajkale i jego najbliższych okolicach trzeba go poznać, dowiedzieć się szczegółów na temat zwyczajów zamieszkujących go gatunków ryb i zrozumieć logikę ich występowania na tym wielkim obszarze. Moje pierwsze próby łowienia bajkalskich ryb były frustrujące, niby na każdej wyprawie coś tam łapałem, ale były to raczej przypadkowe sztuki, złapane w przypadkowych miejscach. Ponieważ nie znalazłem nigdzie żadnych konkretnych informacji o wędkowaniu na Bajkale, pozostało mi jedynie kierowanie się własną intuicją, podglądanie miejscowych wędkarzy, uważne wsłuchiwanie się w ich wędkarskie opowieści, i korzystanie z dobrych rad bajkalskich weteranów. Z czasem sytuacja zaczynała wyglądać coraz lepiej, łapałem ryby których się spodziewałem, w miejscach w których uznałem, że będą występowały, na przynęty które uznałem za właściwe. Kluczowym elementem łowienia ryb w Bajkale jest miejsce. W wielkim, zimnym i ubogim w składniki pokarmowe zbiorniku ryby nie występują równomiernie na całej powierzchni, lecz grupują się, często w dużych ilościach, w miejscach bardziej sprzyjających, natomiast w pozostałych są nieliczne i zwykle niewielkie. Owe magiczne miejsca to wszelkie płytkie, wcięte w ląd zatoki, gdzie woda ma szansę na ogrzanie się w ciągu krótkiego, choć zwykle upalnego lata dając tym samym możliwość bujniejszej wegetacji, oraz ujścia rzek niosące z tajgi składniki pokarmowe, czy to w formie związków mineralnych i organicznych wykorzystywanych przez rośliny, czy też w formie larw owadów i rybiego drobiazgu spływającego z nurtem, będących żerem dla bajkalskich ryb. Jeśli te dwa elementy spotkajmy w jednym miejscu, czyli natrafimy na ujście sporej rzeki w nagrzanej słońcem zatoce, możemy przyjąć że jesteśmy tam gdzie trzeba.
W Bajkale występuje wiele gatunków ryb, niektóre są nam bliskie i znane, szczupak, okoń, jaź, płoć, inne nieznacznie się różnią jak np. bajkalski jelec wyjątkowo agresywnie atakujący przynęty spinningowe, albo trzy odmiany hariusa ( biały, czarny i bajkalski) będące bardzo bliskimi krewnymi naszych lipieni, również zdecydowanie bardziej drapieżne od ich polskich odpowiedników, dodatkowo oczywiście gatunki charakterystyczne dla Syberii jak tajmień czy lenok, aż po gatunki charakterystyczne tylko dla Bajkału jak np. omul bajkalski. Przy odrobinie szczęścia każda z nich może zawisnąć na końcu naszej wędki.
Wędkarska eksploracja Bajkału ze względu na jego olbrzymi obszar, musi charakteryzować się dużą mobilnością, wybierając się tak daleko nie powinniśmy przecież poprzestać na obłowieniu jednej zatoki czy ujść dwóch, trzech rzek, tym bardziej że Bajkał ma do zaoferowania dużo, dużo więcej, a odległości bywają tu naprawdę spore. Kluczową sprawą jest zatem mobilność, a jeśli stawiamy na mobilność to dobór sprzętu, który przecież wszędzie będziemy ze sobą nosić i wozić, musi być bardzo przemyślany. Przed każdą wyprawą na Syberię staję przed problemem skompletowania właściwego sprzętu, w zależności od charakteru wyprawy i aktualnej zawartości portfela zadanie to może być łatwe lub zmusić do myślenia, tym razem wyprawa miała jednak charakter raczej niskobudżetowy, a dodatkowo prowadzić przez dość uciążliwy teren z wykorzystaniem różnych środków transportu, wiec wymagała podjęcia rozważnych i przemyślanych decyzji odnośnie nabywanego sprzętu, miał być dobry, poręczny, a jednocześnie przystępny cenowo. Analizując różne możliwości znalazłem się w firmie Robinson w której postanowiłem nabyć większą część potrzebnego sprzętu wędkarskiego. Jako zamiłowany spinningista na dodatek łowiący dość lekko, mam bardzo uproszczone zadanie, zasadniczo cały mój wyprawowy sprzęt wędkarski powinien zmieścić się w jednej wędkarskiej torbie i jednym sztywnym pokrowcu, a noszenie go nie powinno być zbyt uciążliwe, musi mieścić się w większości przeznaczonych do tego miejsc, co bywa ważne przy przeprawach małą łódką lub pontonem, autostopem, mikrobusem lub np. konno..
Ponieważ rozpiętość gatunkowa i gabarytowa łapanych ryb jest znaczna, od wielkich szczupaków, garbatych głębinowych okoni, aż po hariusy czy jelce łapane w przyujściowych odcinkach rzek, sprzęt który ze sobą zabieram musi pozwalać na łowienie dość istotnie różniącymi się metodami. Zwykle zabieram dwie wędki, jedna używana na ryby większe i silniejsze pozwalająca wyrzucić cięższe przynęty, druga o mniejszym ciężarze wyrzutowym do subtelniejszych metod połowu. Nie należy jednak przesadzać w żadną stronę i dobierać sprzęt tak aby w przypadku awarii jednego zestawu drugi mógł choćby w ograniczonym zakresie przejąć jego rolę, osobiście już dwukrotnie przydarzyło mi się złamanie wędki na Syberii, co w wypadku braku zamiennika może zepsuć całą radość wyprawy.
Ponieważ w przyujściowych odcinkach rzek zdarzają się uciążliwe zaczepy, a także brania ryb naprawdę dużych na przynęty naprawdę małe, należy pamiętać o tym, że stosując zbyt delikatny sprzęt lub słabe zestawy, nie tylko zaśmiecimy te czyste wody naszymi przynętami, ale również możemy puścić kilka pięknych okazów z hakami wbitymi w pysk, a tego zdecydowanie powinniśmy unikać.
Ponieważ osobiście preferuję łowienie raczej na niewielkie i średnie przynęty jadąc nad Bajkał używam wędek o przeciętnym ciężarze wyrzutowym mieszczącym się w granicach do 40 g, ważne aby i lżejsza i cięższa wędka miały odpowiedni zapas mocy pozwalający na walkę z większą rybą, która tu może się zdarzyć praktycznie w każdym miejscu. W tym roku rolę owej mocniejszej wędki dzielnie spełniał kij Cortez Pike Spin firmy Robinson, szybki i dobrze pracujący w trakcie holu, a jednocześnie wystarczająco mocny. Podobnie z wyborem kołowrotków, jeden lekki, pozwalający precyzyjnie wyrzucić lekką przynętę na spore odległości, co w tym roku zapewniał Quartz Pro Spin 2510, drugi większy, wytrzymały, dostosowany do pracy z cięższą przynętą. Biorąc pod uwagę uwarunkowania łowisk, ilość zaczepów, a także możliwy w każdym momencie kontakt z naprawdę dużą rybą, używam głównie plecionek, tym razem bardzo dobrej jakościowo Phantom Green Spin o średnicy od 0,08 mm przy subtelniejszym łowieniu hariusów, okoni czy jazi, aż do mocarnej 0,20 mm dla naprawdę dużych wyzwań, tam gdzie można spotkać się z potężnym szczupakiem czy tajmieniem, lub w miejscach gdzie przynętę trzeba powadzić między zatopionymi pniami wyrwanych z korzeniami drzew, przy plecionce o takiej mocy, spokojnie manipulując zestawem jestem w stanie uwolnić przynętę choćby rozginając zaczepiony o podwodną przeszkodę hak . Wymienne szpule są oczywiście obowiązkowe i zapełnione pośrednimi średnicami linek.
Przynęty których używam na Bajkale to przede wszystkim przynęty gumowe przy połowach szczupaka i okonia, sprawdzają się wszelkie rozmiary od najmniejszych boczno-trokowych paproszków aż po spore kilkunasto centymetrowe gumy. Co ciekawe, okoni wieszających się na całkiem sporych gumach jest tu niemało, podobnie jak dużych szczupaków atakujących najmniejsze paproszki ciągnięte na bocznym troku. Wielkość przynęty gumowej wydaje się mieć mniejsze znaczenie niż jej kolor, zdecydowanie preferowane są gumy jasne, połyskliwe, z brokatem, białe, perłowe przez żółte do jasnozielonych, o wyraźnej pracy. W tym roku wspaniale sprawdziły się robinsonowskie Longinusy oraz Wasabi. Przy połowach hariusów, lenonków czy bajkalskich jelców sprawdzają się błystki obrotowe, oraz mikrojigi. Po woblery sięgam głównie wtedy gdy na pozostałe przynęty brania są słabe i muszę stwierdzić, że wówczas również one znajdują swoich amatorów.
W tym roku celem mojego wyjazdu była północna część Bajkału, jest ona bardziej przyjazna wędkarzowi niż południowa, ryby gromadzą się przy licznych ujściach rzek a woda jest tu cieplejsza niż w głębokich środkowych i południowych obszarach zbiornika. Po dotarciu w okolice Siewierobajkalska całkowicie przypadkowo poznałem miejscowego wędkarza który usłyszawszy że przyjechałem tu z Polski na ryby zaprosił mnie na dwudniowe wędkowanie do swojej zimowli położonej na torfowej wysepce, pośród grzęzawisk i rozlewisk przyujściowego odcinka rzeki Kiczery. Jako, że z założenia daję prowadzić się w takich sytuacjach losowi, po kilku godzinach kluczenia łodzią przez jeziorka, błota, przesmyki i mielizny, wylądowaliśmy na drżącym, nieco tylko podeschniętym skrawku torfowego kożucha który uginał się pod naszymi nogami, a na którym jakiś cudem, wśród drżących chybotliwych brzózek, postawiona została niewielka chatka z desek. Miejsce samo w sobie było niezwykle urokliwe, otoczone zewsząd błotnistymi oczkami wody, zarastającymi trzciną płyciznami, mszarami, zagubione wśród głębokich wypełnionych brunatną torfową wodą jeziorek, połączonych ze sobą skomplikowaną siecią wąskich przesmyków. Wędkarski raj…
Gdzie okiem sięgnąć w wodzie coś się działo, od czasu do czasu powierzchnia zaczynała falować i wystrzeliwały w powietrze setki rybiego drobiazgu atakowanego od dołu przez stada okoni, wzdłuż bagnistych brzegów rozlegały się wręcz regularnie chlupnięcia żerujących szczupaków, na całej powierzchni ryby oczkowały zbierając owady, patrzyłem nie wierząc własnym oczom..
Mój gospodarz od razu zajął się połowem płoci na kolację, ja również się nie ociągałem, spróbowałem najpierw połowu bocznym trokiem, przechodząc następnie na coraz większe i cięższe przynęty. Ryby brały nieprzytomnie, dawno nie doświadczyłem czegoś podobnego, na dziesięć rzutów siedem kończyło się złowieniem ryby, a w miarę zwiększania wielkości przynęty, rosły też gabaryty łowionych ryb. Zacząłem podobnie jak mój gospodarz od płotek, pierwszą rybą złowioną na calowego perłowego twistera była ok. 25 centymetrowa płotka, po niej zaczęły się podobne wielkością okonie, po przejściu na pięciocentymetrowe rippery okonie zwiększyły swe wymiary do ponad 30 cm i dołączyły do nich jazie i szczupaki. Duże Longinusy wyłączyły z akcji jazie, okonie brały rzadziej ale za to dochodziły do 40 cm, szczupaki brały licznie, szczególnie te średnie takie w okolicach 60 cm, miałem też kilka uderzeń naprawdę dużych ryb, ale po krótkim holu spinały się zanim zdążyłem je zobaczyć. Mój gospodarz twierdził, że naprawdę duże szczupaki łowi się tu jesienią, a zdarzają się również spore sumy. Na błotach i bagnach Kiczery spędziłem niesamowity weekend, złapanie ryb na posiłek dla czterech osób (ja z żoną i gospodarz z wnuczką) zwykle zajmowało mniej niż 15 minut wędkowania, ryb było tyle, że szczupaki wracały do wody jako mniej smaczne, zaś okonie braliśmy tylko te większe, grube i garbate…
Niezbyt często w życiu zdarzają się sytuacje o których można by rzec, że są wprost doskonałe, piękna forma napełniona po brzegi wspaniałą treścią.
W czasie wędkowania w rejonie Bajkału takich sytuacji bywa naprawdę wiele, łapiemy wspaniałe ryby, wśród krajobrazu powalającego swym pięknem na kolana, w wodzie tak czystej, że dno na kilku metrach głębokości widzimy ze szczegółami, o tym że pitnej bez przegotowania wspominam tylko dla porządku, bo to oczywistość. W miejscach, gdzie o obecności człowieka przypomina tylko ślad po starym ognisku lub wąska, niewyraźna, zarastająca ścieżka, do naszych relacji z przyrodą zaczynamy przykładać inną miarkę. W tajdze jesteśmy tylko częścią łańcucha pokarmowego, więc gdy od jakiejkolwiek cywilizacji dzieli nas więcej niż dzień uciążliwej drogi, szacunek do natury staje się czymś oczywistym i bezwarunkowym, a na arogancję i brak pokory miejsca zostaje bardzo niewiele. W zamian natura obdarza nas wrażeniami które nie zatrą się w naszej pamięci przez lata, a wspomnienia i opowieści o tutejszych rybach będą nam towarzyszyć naprawdę bardzo, bardzo długo.